
Jurij Felsztyński – Trzecia światowa
Tłumaczenie: Halina Rogalińska
Przyszedł czas otworzyć oczy i nazwać rzeczy po imieniu. Wstydziliśmy się nazywać Putina – Hitler. Nie dlatego, że urodził się i żył w innym kraju, to przyjaźniącym się, to walczącym z nazistowskim przywódcą. Uważaliśmy, że Putin nie zmierza ku Hitlerowi, ponieważ do marca 2014 zależało mu na zostaniu członkiem europejskiej społeczności: nie bacząc na zamachy bombowe na budynki mieszkalne we wrześniu 1999 roku w Rosji, nie bacząc na nową wojnę w Czeczenii, na ograniczenie swobód obywatelskich własnych poddanych, na wojnę 2008 roku przeciwko maleńkiej Gruzji.
W marcu 2014 roku Putin przeszedł Rubikon. Wykreślił się ze społeczeństwa europejskiego i światowego; pokazał, że finansowe interesy państwa odsuwają się na drugi plan wobec narodowych, a dokładniej – nacjonalistycznych i geopolitycznych interesów Rosji według Putina. Zaś Putin widzi Rosję wyjątkowo nadzwyczajną, jako nowe imperium wznoszące się z ruin. A to imperium odradza on – Włodzimierz Putin.
Putin jest nieodpowiedzialnym i niewykształconym prostakiem. Bardzo kiepsko zna historię i nie przypadkiem kanclerz Niemiec, Angela Merkel (która dobrze zna swoją historię) powiedziała, że prezydent Rosji żyje w innym świecie. Nie chodziło jej o to, że Putin zwariował. Miała na myśli, że Putin operuje pojęciami dawno już wymarłymi — z XIX i pierwszej połowy XX wieku, kiedy wszyscy myśleli w kategoriach zdobywania terytoriów i jednoczenia narodów.
Rosja prowadziła już wojnę z Krymem w latach 1853-1856 i Rosja tę wojnę przegrała. Putin rozmawia teraz ze światem z pozycji siły — jak w swoim czasie Hitler. Ale Hitler opierał się jednak na bloku z Włochami i Japonią, zaś od sierpnia 1939 również na związku ze Stalinem — a i tak przegrał. Rosja okazała się całkowicie odizolowana w kwestii zagarnięcia Krymu. Nie poparło jej żadne państwo (poza paroma afrykańskimi). Nawet Chiny ograniczyły się do delikatnej neutralności.
Analogia pomiędzy marcem 1938 roku, kiedy Hitler najpierw zajął Austrię, a następnie we wrześniu tego samego roku – Sudety, a Putinem okupującym w marcu 2014 roku Krym, jest na tyle oczywista, że porównywanie Putina z Hitlerem nie schodzi z nagłówków gazet i z ust polityków oraz działaczy społecznych. Nawet Hillary Clinton porównała Putina do Hitlera. Problem jednak nie polega na tym, czy Putin jest Hitlerem i idzie w jego ślady (a wydaje się, że idzie). Problemem jest, co my wszyscy mamy robić i czego oczekiwać – my, znający historię hitleryzmu. Gdyby Hitler zatrzymał się w marcu lub we wrześniu 1938, a nawet w marcu 1939, po okupacji Czechosłowacji, wszedłby do historii Niemiec jako wybitny polityk i pozostałby w pamięci narodu niemieckiego fuehrerem, który zjednoczył etnicznych Niemców w granicach nowego imperium germańskiego. Ale się nie zatrzymał dlatego, że trzeba było „ratować” i „jednoczyć” Niemców w całej Europie. 1 września 1939 roku rozpoczął działania wojenne przeciwko Polsce, nie zdając sobie sprawy, że rozpoczyna wojnę, która wejdzie do historii jako Druga Światowa, szczerze nie pragnąc i nie planując prowadzenia wielkiej wojny.
Putin również się nie zatrzyma. Tak samo, jak Hitler, Putin nie może się zatrzymać. Dlatego, że Rosjanie są „gnębieni” nie tylko na Ukrainie. Krym nie może stać się końcem dążeń nacjonalistycznych i imperialnych rosyjskiego dożywotniego prezydenta. Dożywotniego – dlatego, że według nowej konstytucji rosyjskiej Putin ma prawo zostać prezydentem najpierw do 2018 roku, do następnych wyborów prezydenckich, a potem jeszcze być wybranym na następne sześć lat — do 2024 roku (pod koniec tego okresu osiągnie akurat wiek Stalina).
Widząc natrętną analogię, znając historię drugiej wojny światowej, cofając się do 1938 roku, cóż mogły i powinny były zrobić kraje zachodnie? Czy rozpocząć wojnę z Hitlerem w 1938 roku? Zawrzeć globalne antyniemieckie porozumienia międzynarodowe i izolować Niemcy, nakładając na nie wszelkie możliwe sankcje? Przeczekać, nie robiąc nic z nadzieją, że przejdzie? W 1938 roku Europa wybrała ostatni wariant: przeczekać i nie robić nic. Przez półtora roku, oddając jeszcze po drodze resztki Czechosłowacji, i tak została wciągnięta w wojnę rozpoczętą przez Hitlera, przy czym Hitler nie pozostawił nawet nikomu możliwości kapitulowania. Pozostawił tylko możliwość – umrzeć albo zwyciężyć. Wiemy, kto zwyciężył w tej wojnie i jak skończył Hitler i Niemcy — klęską, spustoszeniem i procesem norymberskim.
Uważam, że proces norymberski Putina będzie miał miejsce w Sewastopolu. Wszyscy oskarżeni (poza tymi, którzy sami ze sobą skończą) dożyją dnia, kiedy zostanie im odczytany wyrok. Chcę, aby owi przyszli oskarżeni (a przynajmniej niektórzy z nich) usłyszeli swoje nazwiska już teraz: to minister spraw zagranicznych Rosji, Sergiej Ławrow, pełniący obecnie funkcję Ribbentropa powieszonego po wyroku Trybunału Norymberskiego; to minister obrony Rosji, Sergiej Szojgu; to Wiaczesław Surkow, polityczny i ideologiczny autor projektu „Zajęcie Ukrainy”; to były dyrektor FSE, obecny sekretarz Rady Bezpieczeństwa, Nikołaj Patruszew, odpowiedzialny za siłowe i pacyfikujące operacje podczas wojny z Ukrainą; to rosyjski faszysta Dmitrij Rogozin; to średniowieczny obskurant-nacjonalista Aleksandr Prochanow i dławiciel swobód w telewizji rosyjskiej, Konstantin Ernst; to również ci, którzy z racji służby pozostają poza kadrem: generałowie KGB/FSB Sergiej i Wiktor Iwanowy oraz Igor Seczyn. To wszyscy członkowie parlamentu rosyjskiego i Rady Federacji, którzy najpierw dali pozwolenie na wprowadzenie rosyjskich wojsk na Ukrainę, a następnie na aneksję Krymu.
Przypominamy też milczenie Anatolia Czubajsa, posłusznego niewolnika nie narażającego się kierownictwu; i wstydliwe na wpół usprawiedliwiające się ogłoszenie Aleksandra Wołoszyna — jednego z twórców obecnego putinowskiego „pionu władzy”; i zawsze lawirującego Władimira Poznera, wypuszczonego na zachodnie kanały dokładnie tak samo, jak był wypuszczany na początku 1980, kiedy armia radziecka weszła do Afganistanu, a on wyjaśniał czystym angielskim — ani na chwilę się nie zarumieniwszy — że chodzi o „ograniczony kontygent” oraz „misję wyzwoleńczą”. Przypomnimy wszystkich, ale to już stanie się nieco później — kiedy zwyciężymy.
W marcu 2014 roku przed demokratycznym światem stoi trudny wybór, dokładnie taki sam, jak w 1938: czy rozpoczynać wojnę z Putinem w roku 2014? Zawrzeć globalne antyrosyjskie porozumienia międzynarodowe i izolować Rosję, nakładając na nią wszelkie możliwe sankcje? Przeczekać, nie robiąc nic z nadzieją, że przejdzie? Niestety, nie przejdzie. Przewiduję w oparciu o historię Niemiec: wrzesień 2015 roku. To data początku trzeciej wojny światowej.
Zwyciężymy w tej wojnie, ponieważ Rosja nie jest w stanie prowadzić jej przeciwko ludzkości. Wynikiem tej wojny będzie rozpad Federacji Rosyjskiej, w porównaniu z którym rozpad Związku Radzieckiego w 1991 roku okaże się skromną próbą przed premierą. Daleki jestem od myśli, że Rosji obecnie wystarczy sił, by zatrzymać nadchodzącą katastrofę. Ale chcę, żeby te słowa zdążyli przeczytać Rosjanie: Putin jest agresorem i podżegaczem do wojny. jesteście wciągani w światową bratobójczą bitwę. Stajecie się ofiarami (i uczestnikami) państwowych przestępców, którzy przyszli z głębi KGB i zagarnęli władzę w waszym kraju. Ta wojna nie niesie wam korzyści, ona niesie jedynie hańbę, zniszczenia i śmierć. Ukraińcy pokazali na Majdanie, że są gotowi umrzeć za swoją wolność. Czy wy jesteście gotowi umierać za imperialne ambicje Putina? To właśnie czeka was w niedalekiej przyszłości. Dlatego, że w całej historii świat demokratyczny nie przegrał ani jednej bitwy. Ze wszystkich wychodził zwycięsko. Jeśli chcecie żyć — obalcie Putina!
Oryginalny artykuł ukazał się na stronie AboutRu.com, Boston, 21 marca 2014 r.
Jurij Felsztynski, doktor nauk historycznych, ur. 1956 w Moskwie; od 1978 na emigracji. Współautor ,,Wysadzić Rosję” (z Aleksandrem Litwinienko), książki wydanej w 2007 przez Rebis w tłumaczeniu Macieja Szymańskiego.