Dotychczas właściwie należałam tylko do NG Society. Podczas studiów zapisałam się do ZSP, ale właśnie dopisali z przodu literkę S i ze zrzeszenia zrobił się socjalistyczny związek, więc beze mnie. Potem omijałam szerokim łukiem wszelkie organizacje. Solidarność pojawiła się, jak już przestałam pracować na etacie, więc nie należałam do żadnego związku zawodowego.
Swoje jednak robiłam. Już od końca lat 70-tych rozpowszechniałam ulotki i gazetki o Radomiu i Ursusie. Potem w stanie wojennym przepisywałam bibułę. Miałam maszynę do pisania,
dostawałam papier faksowy samokopiujący, więc mogłam pisać od razu w 6 egz. Tygodnik Wojenny dość regularnie powielałam, inne tytuły dorywczo. W wielkiej szafie w ścianie miałam magazyn książek Nowej i innej literatury bezdebitowej. Jedni przynosili, inni wywozili w Polskę. Wielbłądy z plecakami. Tak było trzeba.
Również dzięki takim jak ja wariatom od bibuły upadł PRL.
Minęło wiele spokojnych lat. Przez chwilę zrobiło się normalnie. Tak spokojnie.
3 miesiące temu, po przegranych wyborach, od razu byłam pewna, że teraz też trzeba. Od razu dołączyłam do KOD. Drugiego dnia istnienia KODu w internecie już w nim byłam aktywnie. I jestem tu nadal. Robię tylko to, co potrafię, ale staram się to robić dobrze.
Tak teraz trzeba.